sobota, 26 maja 2012

Rozdział 7


Ten rozdział dedykuję Pauli i wszystkim moim wiernym czytelniczką, które czytają te moje bazgroły. ;)


Louis tulił mnie i próbował uspokoić. Jednak ja nie potrafiłam, przed oczami cały czas miałam obraz tego chłopaka. Kiedy przypomniałam sobie jak leżał na ulicy cały we krwi, czułam potworny smutek i poczucie winy. Czułam się tak jakbym straciła kogoś bliskiego. Znałam go, ale za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Po jego słowach mogłam wywnioskować, że ta dziewczyna była dla niego ważna… I wtedy znowu przeniosłam się do innego świata. Dziewczyna siedzi na ławce w parku i płacze. Widać, że rzeczywistość ją przerosła. Nagle podbiega do niej chłopak i przytula. Wszystko będzie dobrze- mówi. Nie, nic nie będzie dobrze. Oni w ogóle mnie nie zauważają, ja się tak bardzo staram. A Aśka i reszta one nigdy nie dadzą mi spokoju. Mam dość.-protestuje dziewczyna. Nie przejmuj się nimi, mamy siebie, porodzimy sobie. Chłopak podwija rękaw od bluzy i pokazuje tatuaż, a raczej napis na nadgarstku „Forever together”, dziewczyna, także podwija rękaw swojej bluzki i wskazuje palcem na ten sam napis. Masz rację Michał poradzimy sobie. Na zawsze razem.
Byłam w transie. Zastygłam bez ruchu na łóżku. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy poczułam, że ktoś mną potrząsa.
- Lottie to tylko sen, zły sen- mówi mój brat. Widać, że się o mnie martwi.
Jednak ja go nie słuchałam. Podbiegłam szybko do biurka i chwyciłam laptopa. Wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko z pomnika oraz kraj- Polska. Chłopcy cały czas dokładnie obserwują każdy mój ruch. Nie mogę się teraz nimi przejmować. Wyskakuje wiele stron m.in. odwołanie do Facebooka. Wchodzę a tam zdjęcie tej dziewczyny i pełno internetowych „świeczek”.
-O ja pierdole- tyle potrafiłam w tym momencie z siebie wydusić. Zaczynam czytać posty.  Są oczywiście w języku polskim, ale ja to wszystko rozumiem. SZOK. Dowiedziała się, że dziewczyna zginęła 23 czerwca, została napadnięta w drodze do domu. Wchodzę do folderu z fotkami, na jednym z nich jest zdjęcie tych tatuaży, które widziałam w wizji, chyba inaczej tego nazwać nie mogłam. I zdjęcie tej Mileny z Michałem- Podpis: Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. Boże, twarz tej dziewczyny wydaje mi się bardzo znajoma. I wszystkie te wydarzenia przedstawione na zajęciach także.
- Lottie kto to jest do cholery?! Co ty robisz?- próbował dotrzeć do mnie Louis. A co ja miałam mu powiedzieć, że to jest dziewczyna i chłopak z mojego snu. Oni nie żyją. Widziałam jak ginie ten chłopak. Przecież to niedorzeczne, uzna mnie za wariatkę. Nie, nie mogę mu powiedzieć prawdy.
- Koleżanka.- odpowiedziałam
- Jaka koleżanka?! Płaczesz przez godzinę, potem masz taki odlot, że nic do ciebie nie dociera. Siedziałaś tylko na łóżku z oczami tak nie obecnymi, że miałem ciarki, ledwo co oddychałaś. Przez pół godziny nawet nie drgnęłaś. A jak już wróciłaś, to biegniesz po laptopa i przegładzasz tablicę i zdjęcia jakieś dziewczyny z Polski. Co się z tobą dzieję?- zapytał z troską
- Louis ja nie mogę ci powiedzieć, nie mogę wam powiedzieć. Ale obiecuje, że niedługo się ogarnę i wróci ta stara Lottie. Tylko dajcie mi trochę czasu. Już jest dobrze.
- Lottie wiesz, że cię kocham i możesz powiedzieć mi wszystko. Ale rozumiem, nie jesteś jeszcze gotowa. Mam nadzieję, że ten wyjazd poprawi nasze relacje. I będzie tak jak dawniej. Poczekam, tyle ile będzie trzeba. Tylko nie odpychaj mnie po raz kolejny.
- Głuptasie ja ciebie też kocham. Za bardzo mi na tobie zależy, żeby znowu się stracić.- Kiedy wypowiedziałam te słowa, przytuliłam Louisa. Braciszek nie chciał mnie zostawić, więc wyszło na to, że w szóstkę spaliśmy w jednym łóżku. Mimo tego, że było cholernie ciasno czułam, że powoli wraca ta dawna dziewczyna, która kochała tych głupków i była gotowa zrobić dla nich wszystko. Powoli przypominałam sobie coraz więcej zdarzeń z nimi związanych. Wiedziałam, że byli oni dla mnie kimś ważnym i nie mogę ich stracić. Zasnęłam po raz kolejny z uśmiechem na twarzy.
 Obudziłam się po 12, chłopców nie było już w moim pokoju. Wiedziałam, że muszę wstać, ale nie miałam siły się podnieść. W tej chwili moje łóżko było dla mnie azylem, w którym mogłam odpocząć i uciec od wszystkiego. Jednak wiedziałam, że mam dużo roboty. Musiałam spakować się na jutrzejszy wyjazd. Na szczęście mama się zgodziła. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię zaakceptować jej jako matki. Coś blokuje mnie przed okazywaniem jej uczuć. Nie potrafię tego określić, ale mam wrażenie, że jeżeli się przed nią otworze, zranię kogoś równie mi bliskiego. To paskudne uczucie, dlatego na razie nie zamierzam nawet próbować tego robić. Mam nadzieję, że kiedy wrócę po wakacjach do domu, uda mi się obdarzyć ją uczuciem, ale teraz to tylko pozory, które staram się stwarzać. Dobra, koniec tego dobrego. Wstałam, wzięłam prysznic. Zauważyłam, że na dworze jest ładne pogoda. Postanowiłam, że założę dzisiaj białą bokserkę, różowy sweterek z rękawem ¾ i  brązowe bermudy, nałożyłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa. Zeszłam na dół, wszyscy byli w jadalni i zajadali się naleśnikami, jak mniema zrobionymi przez Harrego, bo tylko on z tej piątki potrafi w miarę dobrze gotować. Stanęłam w drzwiach i przyglądałam się im. Loczek z moim bratem się przytulali i szeptali sobie coś na ucho, Liam prowadził z Zaynem zażartą dyskusje na temat tego, co będą robić jak wrócą do Londynu, natomiast Niall zajęty był jedzeniem. Nawet nie zauważyli jak usiadłam przy stole obok Zayna. Siedziałam tak dalej i nic nie mówiłam. Ich zachowanie zaczęło mnie już trochę irytować. Postanowiłam to przerwać.
- Halo jestem tutaj!- Krzyknęłam. Wtedy cała piątka spojrzałam w moją stronę. Mulat aż przewrócił kubek z herbatą. Wszyscy posłali mi wrogie spojrzenia.
- Mogłabyś nas nie straszyć?- zwrócił się do mnie Liam
- Nie chciałam was wystraszyć, ale siedzę tu już ponad 10 minut, a wy nic.
- Serio?- zapytał mój braciszek
- Serio, a teraz przepraszam was bardzo, ale mam na was focha, więc biorę sobie tylko jogurt i spadam na górę.  A tak w ogóle po co ja się wam tłumaczę.
Wzięłam jogurt i poszłam do swojego pokoju. Kiedy byłam na schodach usłyszałam tylko, przejdzie jej, wypowiedziane przez Louisa. Się zdziwisz- pomyślałam. Pierwszą rzeczą na liście rzeczy, które mam dzisiaj zrobić, było znalezienie walizek. W końcu po półgodzinie szukania, odnalazłam je na dnie szały w holu. Mogłam równie dobrze iść do mojego braciszka i się zapytać, ale nie. Teraz tylko pakowanie. Wypełniłam dwie walizki moimi ciuchami. Miałam drobne problemy z ich zapięciem, ale mi się udało. Naszykowałam sobie jeszcze torbę, w którą schowam laptopa, telefon, i-poda, małą przekąskę, portfel i dokumenty. Po trzech godzinach skończyłam, byłam podnieta. Nie miałam na nic siły. Leżałam tylko na łóżku z zamkniętymi oczami i cieszyłam się chwilą. Milena pośpiesz się, bo się spóźnimy na samolot- krzyknęłam jakaś kobieta, Już idę mamo, odpowiedziała jej dziewczyna. Zeszła na dół z walizką. Nie wiecie nawet ja jak się cieszę, że w końcu gdzieś razem wyjeżdżamy, a tym bardziej, że jedzie z nami Michał ze swoimi rodzicami. Ja też się cieszę córeczko- odpowiada kobieta. Myślałam, że już nigdy niedostane wolnego, ale jak widać, udało mi się- dodała. Rodzina wyszła z domu i wsiadła do taksówki. A ja patrzyłam jak samochód oddala się, aż w końcu całkowicie zniknął za zakrętem.
I znowu to samo, nie mogę pozbierać myśli czuje, że ta dziewczyna jest mi bardzo bliska i łączy mnie z nią jakaś więź. Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk brata, żebym zeszła na dół. Jednak postanowił przeprosić- pomyślałam. Zbiegłam szybko na dół. Louis stał przy schodach.
- Masz gościa- powiedział i wskazał ręką na salon. Poszedł pierwszy, a ja za nim. Kiedy stanęłam na progu i zobaczyłam jego twarz, zamarłam. To nie mógł być on, przecież to niemożliwe. On siedział tylko rozłożony na kanapie i szeroko się uśmiechał.
- Hej, stęskniłem się za tobą- powiedział, a mnie aż ciarki przeszły. Bałam się go. Chłopaki patrzyli na mnie ze zdezorientowanymi minami. Jednak ja nie mogłam nic z siebie wydusić. Poczułam, że wspomnienia sprzed dwóch miesięcy powróciły i strach przed tym, że po raz kolejny wpadnę w to bagno także.


Od autorki:
Najprawdopodobniej rozdziały będę dodawała tylko w weekendy, bo mam mnóstwo nauki. Wiecie zakończenie i te sprawy :P

Ps. Kolejny rozdział mam już napisany, ale dodam go dopiero jak pod tym postem zobaczę 10 komentarzy. Trochę smutno się robi jak mam 6 obserwatorów i 17 osób zagwarantowało, że czyta a komentarzy jest tak mało. One na prawdę motywują do dalszego pisania.:)

10 komentarzy = Następny rozdział



niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 6

Ten rozdział dedykuje Karoli, dziękuję za te wszystkie miłe słowa i przede wszystkim za to, że czytasz te moje wypociny :)



-Louis, ja naprawdę staram się ci wybaczyć, ale to nie jest takie proste. Zostawiłeś mnie, kiedy cię potrzebowałam. Obiecałam sobie, że kiedy przyjedziesz wyjdę w końcu do ludzi. Kochałam Chrisa jak nikogo innego. Kiedy go straciłam, już nic nie miało dla mnie sensu. A jednak czekałam na ciebie, dni mijały, a ty się nie pojawiłeś. Wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz, bo jako jedyny mnie naprawdę znałeś. To tobie się żaliłam i zwierzałam. Ale kiedy minęły już trzy miesiące od jego śmierci, a ty nawet od mnie nie zadzwoniłeś, straciłam wiarę w to, że będzie lepiej. Jedyna bliska mi osoba, która przy mnie była i wspierała po twoim wyjeździe odeszła. Myślałam, że jeśli chce być szczęśliwa, muszę do niego dołączyć. Nie będzie już bólu i cierpienia i będziemy razem.  A ty mi mówisz, że tobie jest trudno. Nie.. ty masz bajkę nie życie. Przez ten cały czas się nie odzywałeś. Myślisz, że nie wiem dlaczego tu teraz przyszedłeś? Masz wyrzuty sumienia. Jeżeli ma być ci lepiej to tak wybaczam ci, ale nie oczekuj zbyt wiele, bo tego nie otrzymasz. Nie jestem jeszcze gotowa na taki krok.- skończyła swój wywód, płakałam przy tym jak głupia. Ale mi ulżyło. Wyrzuciłam miłość do niego z serca. Teraz jest to tylko zwykle uczucie jakim darzą się brat i siostra. Tylko nasze już znacznie wygasło. I nie jestem pewna czy da się to zmienić.
- Lottie ja nie wiedziałem… Proszę cię daj mi druga szanse. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby naprawić to co spieprzyłem, ale nie odrzucaj mnie. Zależy mi na tobie. Błagam- mówił mi to, patrząc w oczy. Widziałam w nich ból, rozpacz, rozgoryczenie.
- Boję się drugi raz ci zaufać. Nie wiem jak…- przerwałam, on cały czas czekał na ciąg dalszy. Nikt z nas się nie odezwał. – Dobrze, dam ci drugą szanse. Tylko jaki to ma w tej sytuacji sens. Ty za dwa dni wyjeżdżasz i przez dłuższy czas się nie zobaczymy. To przysporzy nam jeszcze więcej bólu i nie wiem czy dam radę drugi raz to znosić.
-Lottie to nie musi się teraz skończyć. Jak powiedziałem, że się postaram to tak będzie. Są wakacje chce, żebyś pojechała ze mną do Londynu. Mamy teraz wolne. Obiecuję, że postaram się odbudować nasze relacje. Tylko zgódź się.- widziałam w jego oczach iskierki nadziei.
Nie wiedziałam jak mam w tej sytuacji postąpić. Mieszkać samemu z piątką chłopaków, których większości nie znam. To była przerażająca perspektywa. Ale może to coś zmieni, może to jakiś znak. Nie wiedziałam co mam o tej propozycji myśleć. Posłuchałam głosu serca.
-Dobrze Louis pojadę z tobą do Londynu.- Po tych słowach mój brat rzucił się na mnie i zaczął ściskać. Pierwszy raz odwzajemniłam ten uścisk. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi tego brakowało. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy usłyszeliśmy brawa dobiegające z tarasu. To byli chłopcy. Rozbawił mnie ten widok. Na mojej buzi zagościł szczery uśmiech. W tym momencie byłam w pełni szczęśliwa. Dołączyliśmy do tej zgrali idiotów. Wszyscy zaczęli mnie ściskać, w wyniku czego wyszedł nam grupowy niedźwiadek. Wiedziałam, że jeżeli mam z nimi mieszkać to musimy się bliżej poznać. Po tej wieczornej wizycie Nialla u mnie w pokoju wiedziałam, że to właśnie w nim mogę szukać przyjaciela. Chłopcy stwierdzili, że zrobimy ognisko. Mama wyjechała do ciotki, bo zachorowałam, więc mięliśmy wolną chatę. My z blondynkiem postanowiliśmy zająć się jedzeniem, a pozostali mieli przygotować ognisko i miejsca siedzące oraz patyki do kiełbasek. Kiedy zostaliśmy sami w kuchni postanowiłam, zacząć rozmowę.
-Niall dziękuję ci, gdyby nie ty nie pogodzilibyśmy się. Jesteś wielki. Dzięki tobie zrozumiałam na czym naprawdę mi zależy.- powiedziałam, przy czym pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Ej mała nie płacz, naprawdę nie masz za co dziękować. Zauważyłem, że potrzebujesz pomocy. Byłaś zagubiona, a ja naprowadziłem cię tylko na właściwą ścieżkę.
Nic już nie powiedziałam tylko go przytuliłam. Wiedziałam, że jeśli będę miała jakikolwiek problem, mogę na niego liczyć. Przygotowaliśmy kiełbaski oraz zrobiłam szybko jakąś sałatkę. Zanieśliśmy wszystko na stolik do ogrodu. Chłopcy dalej męczyli się z rozpaleniem ogniska. W końcu po wielu nieudanych próbach im się to udało. Usiedliśmy wszyscy w koło. Było bardzo przyjemnie. Już dawno nie czułam takiego ciepła, ale nie bijącego od ogniska tylko od osób, które przy mnie były. Nikt nie poruszał tematu moje próby samobójczej. Cieszyliśmy się chwilą. Niall poszedł po gitarę, grał a chłopcy śpiewali. Było tak jak dawnej, bez sprzeczek, nieporozumień i niedomówień. Tylko my wszyscy razem. Potrzebuje bliskości. Po śmierci Chrisa mam ogromną pustkę. Nie wiem dlaczego, przecież ja go nie kochałam tylko Lottie. Po tym uczuci, które zagościło na krótką chwilę w moim sercu, zrozumiałam, że ona go naprawdę kochała. A teraz mogę mieć tylko nadzieję, że są szczęśliwi. Nagle w głowie stanął mi obraz. Jedenastoletnia dziewczyna stoi na scenie. Ma gitarę w ręku i gra. Nagle wszystko przestaje istnieć. Zatraca się w muzyce. Jest tylko ona i tworzona przez nią melodia. Wiem jedno, że to nie była Lottie, to byłam dawna ja. Chciałam sprawdzić, czy dalej wiem jak się gra.
- Niall mogę na chwilę gitarę?- zapytałam blondynka
- Po co ci przecież ty nie umiesz grać?- wtrącił się mój brat.
- Właśnie chce sprawdzić, czy nie umiem, więc mogę?- zwróciłam się ponownie  do blondyna.
Podał mi gitarę. Wzięłam ją. W głowie miała tylko akordy do jeden z jak mi się zdaje polskich piosenek. Zaczęłam grać utwór, jak dobrze kojarzyłam Sylwii Grzeszczak- Tęcza.  Do tego śpiewałam. Nawet mi to wychodziło. Poczułam że w końcu odzyskałam choć kawałek dawnej siebie. Gdy skończyłam, chłopcy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi ustami. Był to przekomiczny widok. Zaczęłam się śmiać. Powoli każdy z nich zaczął wracać do rzeczywistości.
- Że co… ale przecież… jak… ty nie potrafisz… po jakiemu ty no… skąd..- Louis próbował się wysłowić, ale mu to nie wychodziło.
 Zayn powiedział tylko: wow. Reszta dalej siedziała cicho. Pewnie liczyli na to, że Louis dalej będzie ciągnął swój jakże urzekający monolog.
- To powiesz kiedy się nauczyłaś grać? Przecież my w domu nawet gitary nie mamy?- zapytał dalej zszokowany
- No tak po prostu poczułam, że chce spróbować. To płynęło prosto z mojego serca. Nie potrafię tego wyjaśnić.- powiedziałam to bardzo powoli, żeby zrozumieli.
- Co?! Nigdy nie uczyłaś się grać, bierzesz gitarę i tak po prostu… Przecież to nie możliwe.- Louis nadal nie dowierzał
- A po jakiemu ty no wiesz, śpiewałaś?- w końcu odezwał się loczek
- Jeżeli dobrze myślę to po polsku- odpowiedziałam
- Ale jak przecież, ty polskiego nie znasz - ciągnął dalej Louis
- O boże nauczyłam się słów jednej piosenki, bo mi się spodobała.  Francuskiego też nie znam, a piosenkę na konkursie w szkole śpiewałam. Nie mam z tym problemu. Jak wam się coś nie podoba, to już nie moja sprawa.
- Dobra, dajcie już jej spokój. Zbierajmy się, bo zimno się zrobiło- tym razem zabrał głos Liam.
- Tak nasz Dady ma racje, chodźcie do środka.- poprał go Niall.
Posprzątaliśmy wszystko. Wiedziałam, że Louis nie odpuści, dla niego rozmowa się jeszcze nie skończyła. Byłam bardzo zmęczona. Przeprosiłam chłopaków i poszłam do siebie. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i położyłam. Długo nie mogłam zasnąć, aż w końcu odpłynęłam.
Widziałam chłopaka, jego smutek i żal. Był na cmentarzu. Stał nad pomnikiem jakieś dziewczyny. Na tablicy widniało imię i nazwisko. Milena Kraszewska, żyła lat 16. Zmarła 25 czerwca 2012 roku. Chłopak zaczął mówić;
- Dlaczego mnie zostawiłaś. Byłaś moją najlepsza przyjaciółką. Zawsze razem, pamiętasz? A teraz ciebie nie ma. W domu znowu to samo- ciągłe kłótnie i nic więcej. Powiedz mi jak mam teraz żyć. Byłaś tą dla której zrobiłbym wszystko. Nigdy nie odważyłem ci się tego powiedzieć, ale ja cię kocham Milena. Kocham całym serce i nigdy nie przestanę. Chłopak odszedł. Biegł przed siebie, cały zalany łzami. Nagle zauważyłam, że wybiega na drogę, nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. Krzyczałam: Uważaj! Chciałam go zatrzymać, lecz nie potrafiłam. Usłyszałam huk…
Obudziłam się cała roztrzęsiona i zlana potem. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje, ale ja nie byłam w stanie się uspokoić. Przed oczami miałam obraz tego chłopaka. Zauważyłam, że całe 1D jest w moim pokoju. Patrzyli się na mnie przestraszonym wzrokiem. Dalej płakałam.
- Michał…- tylko tyle zdołałam wyszeptać.

Od autorki:
Dziękuję wam serdecznie za to, że odwiedzacie mojego bloga. Mało was komentuje, ale po ankiecie wiem, że mam sporą grupę czytelników. To dla was piszę. Jesteście najlepsze!
Do następnego laleczki :P

sobota, 19 maja 2012

Rozdział 5


W drzwiach stał Niall. Byłam zdziwiona jego wizytą. Nic nie wskazywało na to, że łączy mnie z nim jakaś więź. Wydawało mi się, że nie znam go za dobrze. Chłopak był bardzo niepewny. Widać, że bił się z myślami. W końcu zamknął drzwi i usiadł na brzegu łóżka. Przez dłuższą chwile żadne z nas się nie odzywało. Postanowiłam przerwać tą ciszę.
-Po co przyszedłeś?- zapytałam
- No bo… ja chciałem… wiedzę jak…- Chłopak strasznie się jąkał. Nie potrafił złożyć żadnego sensownego zdania. To było bardzo zabawne, jak siedzi taki zawstydzony i niewinny. Zaśmiała się pod nosem.
-Chyba nie chcesz mi wyznać miłości- palnęłam, wiem, że to bez sensu, ale chciałam choć trochę rozładować napięcie.
-Nie, nie. Ja porostu martwię się.- no w końcu coś z siebie wydusił, ale to dalej nic to nie wyjaśniało.
-Ale chyba nie o mnie, ja się czuje wyśmienicie, naprawdę. Więc nie masz o co.- nie wiem do czego zmierzał, ale czułam, że ta rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi.
- Widzę, że się zmieniłaś. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie byłaś taka oschła i podła, a tym bardziej w stosunku do Louisa, on bardzo to przeżywa. Nie jest już tym samym zwariowanym chłopakiem. Widać, że stara się nawiązać z tobą kontakt, ale ty go odtrącasz. Dlaczego?- no to chłopak walną przemowę, nie ma co.
- Uwierz mi, mam swoje powody. I nie obraź się, ale ich ci nie zdradzę. Tak masz rację, zmieniłam się. Nie jestem już dzieckiem, któremu wciśniesz jakikolwiek kłamstwo i ono w nie uwierzy. Widzę doskonale jak to wszystko wygląda i potrafię wyciągnąć z tego wnioski. Wiem, że to co zrobiłam było głupie i nieodpowiedzialne. Skomplikowało mi tylko życie, ale dzięki temu doceniłam to, co mam i wiem, że nie chce tego stracić.
- A chcesz stracić Louisa?- no to teraz zadał pytanie.
- Nie, nie chce. Ale jeśli to będzie najlepsze rozwiązanie, to jestem na to przygotowana. Wiem, że będzie to cholernie bolało, ale…- no właśnie, ale
-Rozwiązanie czego?! Lottie zrozum, on cię kocha i naprawdę mu na tobie zależy. Nawet nie wiesz jak się przejął tym, że próbowałaś się zabić. Winił siebie, za to, że go przy tobie nie było. A obiecywał, że ci pomoże. Jak byłaś w śpiączce to przez całe dnie i noce siedział przy tobie. Ale kolejne dni mijały, a ty się nie budziłaś. Leżałaś tak prawie miesiąc, przez ten czas Louis był wrakiem człowieka. Zmienił się, wydoroślał. Próbuje cię zrozumieć, ale nie potrafię. Nie wiem czego od niego oczekujesz, ale wiedz, że on chce tylko odzyskać siostrę.- zszokowały mnie jego słowa. Przez ten cały czas nie zdawałam sobie sprawy z tego, że miesiąc byłam w śpiączce, a on cały czas przy mnie był.
- Niall, ale to nie zmienia faktu, że nie było go przy mnie, kiedy go najbardziej potrzebowałam. To cholernie bolało, cały świat mi się zawalił, a jego nie było. Chciałam, żeby przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze, ale nie, ważniejsze były koncerty, płyta a nie rodzina. Ja naprawdę staram się mu wybaczyć, ale na razie nie potrafię. Ta rana jest za świeża i zbyt głęboka, żeby w tak krótkim czasie się zagoiła.
Nie mogłam mu w tym momencie powiedzieć jaka była prawda. Nie ufałam mu na tle, żeby to powiedzieć. Ale teraz zrozumiałam jedno, że muszę zabić to uczucie w sobie póki jeszcze mam szanse na odbudowę moich relacji z bratem.
- Rozumiem cię. Po prostu potrzebujesz czasu.- w tym momencie podszedł do mnie i przytulił. A ja przylgnęłam do niego. Pachniał tak ładnie. Czułam się bezpieczna w jego ramionach i miała poczucie, że wszystkie problemy odeszły. Do jasnej cholery co się ze mną dzieje? Już sama nie wiem czego chce. Poprosiłam blondyna, żeby został dopóki nie zasnę. Zgodził się, chociaż widać, że się wahał. Pożył się obok mnie. Długo nie mogłam zasnąć, ale głodomorek nie miał z tym problemów. Myślałam nad naszymi stosunkami. Byliśmy zwykłymi znajomymi, jednak po dzisiejszym wieczorze mogę stwierdzić, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, aby nasze relacje przerodziły się w przyjaźń. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Obudziłam się wtulona w blondyna. Spojrzałam na zegarek było po 6, ale czułam się wyspana. Wzięłam po cichu obrania z szały i poszłam do łazienki. Ubrałam się, umyłam zęby, pomalowałam, włosy związałam w kłosa. Wyszłam z pokoju tak, aby nie obudzić Nialla. Postanowiłam, że zrobię śniadanie. Zawsze lubiłam gotować. Udałam się do kuchni. Zdecydowałam, że zrobię gofry i naleśniki. Kiedy wszystko było gotowe. Postanowiłam wyjść na taras. Placki zostawiłam na stole. Usiadłam pod dębem w najdalszym zakątku ogrodu, musiałam pomyśleć. Słowa blondyna obudziły we mnie wątpliwości. Wiedziałam, że nie pociągnę tak długo. Wykończę się od środka. Ale nie potrafię się pogodzić z tym, że on nigdy nie będzie mój. Chciałam wyłączyć uczucia dawnej mnie i nawet mi się to udało. Wyrzuciłam z serca miłość jaką darzyło Louisa moje drugie ja. Było to cholernie trudne, bo wiedziałam, że z każdym takim posunięciem tracę cząstkę siebie. Po ty zdarzeniu obiecałam sobie, że już nigdy czegoś takiego nie zrobię. Z rozmyślań wyrwało mnie chrząknięcie osoby stojącej za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam jego. W tym momencie miałam ochotę stamtąd uciec, jednak nie miałam gdzie. Zauważył najprawdopodobniej mój wystraszony wyraz twarzy, bo zabrał głos.
-Lottie proszę cię, nie odrzucaj mnie. Nawet nie wiesz jak brakuje mi naszych rozmów i wspólnych spacerów. Wiem, że zawiniłem, ale proszę cię daj mi druga szanse- nie wiedziałam co mam powiedzieć. On obwiniał siebie. A ja byłam temu wszystkiemu winna. To ja miałam problem nie on. Męczyło mnie pytanie: czy posłuchać rozumu czy serca? Po chwili namysłu zdecydowałam.
- Louis ja…

Od autora:
Dziękuję za przeszło 500 wejść. Proszę was komentujcie, to dla mnie wiele znaczy. To nie muszą być długie opinie, a przez to wiem czy podoba wam się czy nie. Kolejny wstawię jutro, bo nie wiem czy dam radę dodać rozdział w tygodniu.
Jak ktoś chce być informowany o kolejnych rozdziałach bądź ma jakieś pytania, pisać:
Twitter: @Kadi1504
GG: 43174091
Do następnego ;)

Ps. Czytał ktoś "W pierścieniu ognia"?

poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 4


Dzisiaj miałam wrócić do domu. Bałam się tego dnia, ale nie mogłam tego odwlekać. Ze szpitala ma mnie odebrać Louis. Nadal jest mi ciężko się przed nim otworzyć. Stwierdziłam, że najlepiej zrobię, jeśli będę go unikać. Nie rozmawiałam z nim od naszego ostatniego spotkania. Próbował nawiązać ze mną kontakt, ale ja byłam nieugięta. Wiedziałam doskonale, że go to rani. Ale postanowiłam w tym momencie być egoistką i skupi się na sobie i swoich uczuciach. Mój braciszek spóźniał się już dobre pół godziny. Moja irytacja z minuty na minutę stawała się coraz większa. W końcu po upływie kolejnej godziny raczył pojawić się w mojej sali.
- Przepraszam cię bardzo Lottie, ale przeciągnął się nam wywiad. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?- Wpadł cały zdyszany do sali i wypowiedział te zdania na jednym wdechu. Widać było, że ma nadzieję, że już mi przeszło.
- Ta, jasne. Możemy już iść?- Nie miałam już ochoty przebywać w tym pomieszczeniu. Chciałam wyjść na świeże powietrze i w końcu odetchnąć.
- Tak, oczywiście- zauważyłam, że posmutniał. Wiedziałam, że liczył na coś więcej, na pozytywna reakcje z mojej strony na jego widok. Jednak nie ma, na co liczyć. Nie potrafię w tym momencie pokazać, jak mi na nim zależy. Może kiedyś zdobędę się na to i powiem mu, co do niego czuję. Wiem, że nie będzie to miła rozmowa. Z rozmyślań wyrwało mnie chrząkniecie Louisa. Wziął moją torbę i udaliśmy się do domu. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, nie przeszkadzało mi to. Nadzieję rozbudzała we mnie świadomość, że mój brat już niedługo wyjeżdża i nie będę musiała go oglądać. Boże, jakie obrzydzenie budzi we mnie określanie jego osoby, jako brata. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to zaakceptować. Nim się obejrzałam, samochód zatrzymał się na podjeździe. Kiedy otworzyłam drzwi, poczułam przyjemny chłód. Od tej pory wszystko było dla mnie nowe. Nie pamiętałam jak wyglądał mój dom ani okolica, w której mieszkałam. Postanowiłam, że popołudniu wybiorę się na spacer. Louis otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą do środka. W domu już wszyscy na mnie czekali. Moje siostry, za którymi nie przepadałam, rodzice, pozostała część 1D oraz Eleonor. Kiedy ją zobaczyłam miałam ochotę się na nią rzucić z pięściami. Miała to, czego ja nigdy nie będę miała- bezgraniczną miłość Boo Beara. Przywitałam się grzecznie ze wszystkimi i pospiesznie opuściłam salon. Nie wiedziałam skąd, ale bez problemu odnalazłam swój pokój. Był wielki. Miał czekoladowo-beżowe ściany. Pod ścianą stało wielkie łóżko, dalej biurko, kanapa, na ścianie wisiała plazma, nad biurkiem pusta korkowa tablica. Pokój połączony był z łazienką, co bardzo mnie ucieszyło. Postanowiłam wziąć prysznic i trochę się ogarnąć. Lottie miała nawet dobry gust. Kąpiel zajęła mi 40 minut, później przebrałam się w przyszykowany zestaw, wysuszyłam włosy i nałożyłam lekki makijaż. Przejrzałam się w lustrze, na moje oko wyglądałam znośnie. Założyłam na nogi conversy, spakowałam do torby telefon, ipoda, klucze i portfel. Miałam w planie zwiedzanie. Zeszłam powoli na dół.  Wszyscy byli w salonie i oglądali jakiś film. Nawet nie zauważyli jak wyszłam. Na dworze było chłodno jak na tę porę roku, w końcu było lato. Przemierzałam spokojnie uliczki mojego miasta. Ludzie przyjaźnie się do mnie uśmiechali, ja także odwzajemniałam uśmiech. Założyłam okulary, bo słońce zaczęło razić mnie w oczy. Nie wiem jak daleko jestem od domu, ale zauważyłam, że jestem gdzieś na obrzeżach miasta. Spostrzegłam przed sobą łąkę, a na środku wielkie drzewo. Postanowiłam właśnie tam się udać. Nie wiem jak, ale udało mi się w drapać na jedną z gałęzi. Usiadłam na niej, a do uszu włożyłam słuchawki. Potrzebowałam takiej chwili samotności. Musiałam sobie wszystko poukładać. Nie wiem jak zniosę widok przytulających się i całujących Louisa i Eleonor. Totalny mętlik w głowie połączony z burzą uczuć. Nie potrafiłam tego ogarnąć. Jak można kochać własnego barta? Wiedziałam, że tym uczuciem nie darzę go ja tylko dawna dziewczyna, którą byłam. Próbuje zwalczyć to w sobie, ale tym sposobem miłość przeradza się w nienawiść. Wiem, że on nie zawinił. To jest mój problem. Siedziałam tak i rozmyślałam, aż zauważyłam, że słońce zaczyna chować się za horyzontem. Odruchowa spojrzałam na telefon. O matko jedyna! 25 Nieodebranych połączeń, 10 wiadomości. No to mam przerąbane- pomyślałam. Pędem ruszyłam w drogę powrotną. Pech chciała, że się zgubiłam. Dobra nie panikuj, myśl. Po pięciu minutach mnie olśniło, jak ze mnie idiotka. Przecież mam nawigacje w telefonie. Szybko uruchomiłam aplikacje, która zaprowadziła mnie pod samiutki dom. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Słyszałam krzyki.
- Trzeba jej szukać. Nie odbiera telefonu, a jeżeli znowu sobie coś zrobi. – Słyszałam panikę w jego głosie- tak to był Louis. A jednak mu na mnie zależało… Nie możesz, nie myśl teraz o tym- skarciłam się w myślach. Nieumyślnie przewróciłam parasol w holu, czym nabroiłam trochę hałasu. Wszyscy zaraz pojawili się w przedpokoju. No to po mnie- pomyślałam.
-Gdzie ty do jasnej cholery byłaś?! Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy, jesteś nieodpowiedzialnym dzieckiem. Zawiodłem się na tobie. – Powiedział
- A co ty moja matka jesteś, żeby mi kazanie prawić, nie? Więc daruj sobie. Nie będę tego słuchać. I tak przy okazji nie jestem już dzieckiem. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co robię. A teraz przesuń się, chce porozmawiać z mamą.- Powiedziałam, on wykonał moją prośbę. Zauważyłam, że dotknęły go moje słowa. Teraz zwróciłam się do mamy.
-Przepraszam cię bardzo, ale poszłam się przejść, potrzebowałam odetknąć i straciłam poczucie czasu. Nie chciałam, żebyś się martwiła. Nie bój się, nie zrobię już nic głupiego za bardzo zależy mi na życiu, żeby je tracić. Kocham cię i jeszcze raz przepraszam- powiedziałam ze skruchą. Mama tylko mnie przytuliła i powiedziała, że już nic się nie stało i żebym kolejnym razem informowała ją, że wychodzę. Louis był wyraźnie zawiedzony tą całą sytuacją. Widziałam, że stara się nawiązać ze mną kontakt, ale nie wie, że ja tego nie chce, za bardzo mnie to boli. Kiedy już wszystko było wyjaśnione udaliśmy się do jadalni i zasiedliśmy do kolacji. Mama zrobiła kurczaka z ryżem i warzywami. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie marchewki, nie lubiłam ich. Miałam do nich wstręt od małego. Tak mi się przynajmniej wydawało. Zaczęłam je wybierać z dania. Wszyscy pochłonięci byli rozmową, tylko ja byłam skupiona na wybieraniu tego świństwa z potrawy.
-yyy… Lottie, co ty robisz?- Zapytała mama
- Nie widzisz, wybieram marchewki- Odpowiedziałam
- Ale jak to, przecież ty lubisz marchewki.- Kontynuowała
- Nie, nie lubię marchewek.
-Ciekawa jestem od kiedy?
- No od zawsze… Dobra nie ważne, nie lubię i nie będę jadła.
Mama popatrzyła na mnie z dziwna miną, mój braciszek był nie co zszokowany. Podziękowała za kolacje i udałam się do swojego pokoju. Reszta została w salonie i oglądała jakiś denny film. Postanowiłam pójść się wykąpać. Wzięłam długą, relaksująca kąpiel i położyłam się spać. Kiedy miałam zasypiać, usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju otwierają się, a w nich stał…

Od autora:
Obiecałam, więc proszę. Kolejny dopiero w weekend. Liczę na na szczere opinie i dziękuję za miłe komentarze pod poprzednimi postami. Nie sądziłam, że spodobają się wam moje wypociny ;)

Jeśli ktoś chce być informowanym o nowych notkach, pisać:
twitter: @Kadi1504 albo w komentarzach.
Do następnego! :)

sobota, 12 maja 2012

Ogłoszenie parafialne ;)

Bardzo się cieszę, że wam się podoba. Zdecydowałam, że jak pod trzecim rozdziałem będzie 6 komentarzy to wstawię nowy. Mam już napisany, ale co mi tam poczekam. Mam nadzieję, że dacie radę, jak nie to kolejny dopiero w sobotę ;)

Rozdział 3


Kolejny raz ta polana. Anioł stał naprzeciwko mnie. Tym razem bałam się. Nie wiedziałam czego ma oczekiwać. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać. Były puste, bez wyrazu. Miałam do niego tyle pytań. Ale żadnego nie mogłam zadać. Jakaś wewnętrzna bariera blokowała mnie od środka . Anioł cicho westchnął.
- Kolejny raz się widzimy. Przybyłaś tu po instrukcje. Ostrzegałem cię przed konsekwencjami twojego wyboru. Mówiłem, że już nic nie będzie tak jak przedtem. Lottie jest tu szczęśliwa z Chrisem. Miała dość swojego życia i dlatego ty dostałaś szanse. Jak już zauważyłaś tracisz dotychczasowe wspomnienia. Są one zastępowane przez przeżycia i wydarzenia z życia Lottie. Dziewczyna prowadziła pamiętnik jak będziesz chciała się czegoś dowiedzieć to tam znajdziesz wskazówki. Już nigdy nie będziesz tą samą Mileną- cichą, spokojną, zamkniętą w sobie dziewczyną. Nie stracisz całkowicie swojego ja, ale też nie zachowasz go w całości. Zobaczysz jak to będzie wyglądać. Chciałbym ci tylko życzyć powodzenia. Dasz sobie radę, żyj i nie zmarnuj danej ci szansy. Żegnaj.
I zniknął. Nie ma go i nie ma już mnie samej. Sekundy dzieliły mnie od zatracenia własnej osoby. Ostatnie ruch wskazówki zegara. Koniec, po raz kolejny tylko ciemność, nic więcej.

Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Nie pamiętałam nic co jest związane z moim starym ja. Przed oczami miałam krótkie momenty z życia Lottie, czyli mojego życia. Czułam się jakbym oglądała jakiś pieprzony film. Anioł miał racje, nie straciłam całkowicie siebie. Nie mogłam przypomnieć sobie mojego prawdziwego imienia. Wszędzie tylko średniego wzrostu blondynka, z ślicznymi oczami. To byłam ja od teraz. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że wszyscy dalej są w moim szpitalnym pokoju. Pamiętałam wszystko, ale także to, że kochałam Louisa, ale nie jak brata to było coś więcej. Chyba uczucia dawnej mnie dały o sobie znać. Nie wiem od jakiego czasu byłam w nim zakochana, ale na pewno już trochę to trwa. Przed oczami przemknął mi mały fragment, jak mi się zdaje z mojego dawnego życia. Ciemna blondynka siedziała przy biurku. Przeglądała różne strony plotkarskie. Nagle na jednej z nich zauważyła zdjęcie pięciu chłopaków. Jeden z nich zahipnotyzował ją swoim spojrzeniem. Zaczęła szukać informacji na ich temat. Wiedziała jedno, że nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła do chłopaka, zapragnęła go spotkać i choć przez krótką chwile zobaczyć go na żywo, tylko tyle. Nie chciała nic więcej, to jej wystarczyło do pełni szczęścia… Nie wiem jak dam radę to wytrzymać. Przecież to mój brat, a ja będę musiała walczyć z samą sobą i z uczuciami jakimi go darzę. To jest bez sensu. Czułam jak mi się cały czas bacznie przygląda. Bałam się spojrzeć mu w oczy. Nie miałam tyle siły. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i odwróciłam głowę w druga stronę.
- Lottie, kochanie proszę, powiedz coś. Co się stało?- mówił to z takim przejęciem i troską. Walczyłam z samą sobą, żeby nie odwrócić głowy w jego stronę. Wiedziałam, że mam do niego żal, że mnie zostawił, wyjechał, a mówił, że nigdy mnie nie opuści. Tak samo twierdził Chris, ale jego też  już nie ma. Jest szczęśliwy ze swoją ukochaną.
- Proszę cię Lottie, spójrz na mnie.- wręcz błagał. Jednak ja nie mogłam. To było dla mnie za dużo.
-Chce zostać sama- tyle udało mi się wydukać, ale nadal nie patrzyłam na żadnego z nich.
- Nie zostawię cię Lottie, jestem twoim bratem kocham cię. Wiesz jak się o ciebie bałem? Lottie do jasnej cholery spójrz na mnie!- ostatnie zdanie wykrzyczał. Złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Teraz spostrzegłam, że ma w oczach łzy. Poczułam ukucie w sercu. Odrzucałam osobę, na której mi zależało, ale to w tym momencie było to najlepsze rozwiązanie tej trudnej sytuacji.
-Louis proszę cię, wyjdź.- wypowiedziałam to zdanie bez żadnych emocji, patrząc przed siebie.
- Powiedz mi proszę, dlaczego mnie odrzucasz? Wiem, że zraniłem cię wyjeżdżając, ale to nie zmienia faktu, że jesteś moją młodszą siostrzyczką i powtórzę jeszcze raz, bardzo cię kocham.- widziałam jak pojedyncza łza spływa to jego twarzy. Jednak teraz nie poruszyło mnie to ani trochę.
- Właśnie Louis jestem twoją siostrą, nikim więcej. Nic nie znaczę i nigdy nie będę w twoim życiu kimś wyjątkowym, więc proszę cię wyjdź stąd i zostaw mnie samą.
Kiedy zmieniłam się w taki głaz bez żadnych uczuć. Wiedziałam jedno, że jeśli teraz pozwolę, aby uczucia zawładnęły moim ciałem, to będzie koniec. Nie dam rady dalej utrzymywać maski, nad którą tyle czasu pracowała Lottie.
- Jak to nic nie znaczysz?! Jesteś dla mnie bardzo ważna. Zrozum to w reszcie dziewczyno!- tym razem to wszystko wykrzyczał.
-Louis, spokojnie- zauważyłam, jak Harry kładzie mu rękę na ramieniu i próbuje uspokoić.
No właśnie Harry. Lottie potajemnie się w nim kochała. Nigdy nie przyznała się do swoich uczuć do niego. Potem pojawił się Chris. To ten chłopak sprawił, że udało jej się zapomnieć. Poczuła dzięki niemu co to jest miłość i prawdziwa przyjaźń. Czułam, że moje serce i rozum toczą w tym momencie walkę między sobą. Czy dalej zgrywać zimną sukę, czy powiedzieć przepraszam i wtulić się w ramiona brata, którego naprawdę szczerze kochałam. Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Nie, nie mogę teraz się poddać. Nie mogę, po prostu nie. Louis to zauważył, podszedł do mnie i przytulił. Nie miałam dalej siły walczyć. Wtuliłam się w niego i płakałam. Dałam upust emocją, które gromadziłam w sobie od wczorajszego dnia. Mój brat tylko głaskał mnie po włosach i próbował uspokoić. Jak bardzo pragnęłam, żeby on nim nie był, żeby stał się dla mnie kimś więcej. Lecz to było nie możliwe. Wiedziałam, że albo zwalczę w sobie to uczucie, albo nigdy nie odnajdę się w rzeczywistości, która w tej chwili mnie otacza i szybko nie ulegnie zmianie.

Od autora:
No to mamy 3. Nie wiem kiedy będzie kolejny, ale najprawdopodobniej w sobotę dopiero.  Mam tyle nauki, że ledwo ogarniam. Wiecie zakończenie roku zbliża się wielkimi krokami ;)  

Dziękuję za komentarze. Cieszę się, że wchodzicie i czytacie i oczywiście, że wam się podoba.  Do następnego :)

Jak macie jakieś pytanie pisać:
twitter: @Kadi1504

piątek, 11 maja 2012

Rozdział 2


Słyszałam głosy dwojga ludzi obok siebie, wydaje mi się, że kobiety i mężczyzny. Moje powieki były tak ciężkie, że nie miałam siły na to, żeby je podnieść. Postanowiłam posłuchać o czym mówią. Wiedziałam jedno, to nie były głosy moich rodziców, a do tego nie rozmawiali oni w moim ojczystym języku, tylko po angielsku. Ja to wszystko rozumiałam, co mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Nigdy nie przykładałam się do nauki tego języka w szkole. Ciekawość wzięłam nade mną górę, leniwie podniosłam powieki. Biel ścian zaczęłam razić moje zmęczone oczy. Znajdowałam się w szpitalnej sali, przy moim łóżku stała jakaś para i bacznie mi się przyglądała. Kobieta podeszła do mnie, złapała za rękę.
- Lottie, kochanie obudziłaś się. Nie wiesz jak się o ciebie baliśmy.- Że ja?! Jaka Lottie, przecież ja mam na imię Milena. Co ta kobieta do mnie mówi? Patrzyłam na nią z miną WTF, chyba to zauważyła.
- Kotku, proszę powiedz coś. Wiem, że ci ciężko, a tym bardziej po śmierci Chrisa, powinniśmy być przy tobie, a tak nie było, zawiedliśmy cię, wiem to. Przyznaję się, jestem złą matką. Ale obiecaj nam, że więcej sobie nic nie zrobisz, Chris nie chciałby, żebyś cierpiała, chciałby byś korzystała z życia.
Dobra spokój, ta kobieta jest moją matką, ja się chciałam zabić z powodu jakiegoś chłopaka? A tak przy okazji, kto to jest Chris? Miałam totalny mętlik w głowie. A to, że ja rozumiałam wszystko co ta baba do mnie mówiła, było dla mnie jeszcze większym szokiem. Co tu się do cholery dzieje?
- To wy jesteście moimi rodzicami?- pisnęłam, oczywiście po angielsku. I tu znowu kolejne zaskoczenie. Kim ja jestem? Co się dzieje? Byłam zagubiona.
- To ty nas nie pamiętasz?- zapytała, słyszałam smutek w jej głosie.
- Niestety nie, ale naprawdę nimi jesteście?- miałam wielką nadzieję, że powie nie. Moja rodzina mieszkała w Polsce, mama ma na imię Anna i jest prawniczką, a ojciec Ryszard chirurgiem. Mieszkaliśmy na jednym z łódzkich osiedli. Od kiedy pamiętam musiałam sobie dawać radę sama. Rodzice nigdy nie okazywali swojej miłości do mojej osoby. Było to dla mnie bardzo trudne i udało mi się do tego przyzwyczaić. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie pamiętam swojego ojczystego języka, wspomnień z lat przedszkolnych, zastępowane są przez inne, zupełnie mi obce. Obraz mojej prawdziwej matki miesza się  z obrazem kobiety stojącej przy moim szpitalnym łóżku i trzymającej mnie za rękę. Boże, jakie to jest trudne. Ta kobieta cały czas coś do mnie mówiła. Potem przyszedł lekarz zbadał mnie i stwierdził, że nie wie, dlaczego wystąpiła u mnie amnezję, ale jeżeli już to na pewno nie potrwa zbyt długo i szybko odzyskam pamięć. Poprosiłam go, aby nikogo już nie wpuszczał do mojego pokoju. Chciałam zostać sama. Poukładać sobie to wszystko. Ale jest to strasznie trudne. Myślałam o tym, że zostanę sama, że rodzice mnie zostawią w jakimś ośrodku, że będę w śpiączce i obudzę  się dopiero po kilku miesiącach, a nawet latach, ale nie że zamienię się ciałem z zupełnie obcą mi dziewczyną, na to nie wpadłam. Nie wiem nawet jak wyglądam. Cholernie boje się spojrzeć w lustro. Teraz żałuję, że nie słuchałam jak ta baba opowiadała mi o mojej osobie, jak mam na imię, gdzie mieszkam i takie tam. Chociaż wiedziałabym coś o tej dziewczynie, którą jestem, a teraz nic, prawdziwa pustka. Czuje, że mnie to przerasta. To nie tak miało być. Miałam obudzić się  w jednym z łódzkich szpitali, przy moim łóżku mięli być moi prawdziwi rodzice, którzy przepraszaliby mnie za swoje dotychczasowe zachowanie, ja wybaczyłabym im i wszystko byłoby tak jak dawniej. A teraz czuje, że już mnie nie ma, gubię siebie. Zmęczenie natłokiem wrażeń zaczynało brać nade mną górę.  Zasnęłam.
Obudziłam się znowu w tej samej szpitalnej sali. Leżałam patrząc w sufit i rozmyślając. Po tej nocy wiedziałam jedno, że dostałam drugą szanse i postaram się to wykorzystać. Nie wiem jak uda mi się odnaleźć w rzeczywistości, w której żyła Lottie, ale postaram się to zrobić. Wiem jedno nie mogę, nigdy zapomnieć o moich prawdziwych rodzicach, choć nie darzyli mnie wielki uczuciem, ja ich kochałam z całego serca. I wiem jedno, że kiedyś ich odwiedzę i powiem, że Milena jest z nich dumna i zawsze będzie ich kochać, mimo tego co się wydarzyło, bo czasu niestety cofnąć się nie da. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła moja „matka”, cała roześmiana. Położyła parę smakołyków na stoliku obok łóżka i usiadła na kanapie przy oknie.
- Lottie skarbie wiem, że masz teraz drobne zaniki pamięci, ale pan doktor powiedział, że to minie. Dzisiaj przyjdzie do ciebie twój starszy brat z przyjaciółmi. Mam nadzieję, że on pomoże ci przypomnieć sobie choć rąbek twojej przeszłości. Poprosiłam go o to, bo z nim byłaś najbardziej zżyta i bardzo przeżyłaś jego wyjazd do Londynu. Ale to nie zmieniło waszych więzi, wręcz przeciwnie, stały się one jeszcze silniejsze.
Tym razem wysłuchałam jej do końca. Kilka razy analizowałam jej słowa. To ja mam brata,  z którym się dobrze dogaduje? Czyli mamy jeden plus. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale nie było mi to dane.  Już nie mogę się doczekać tego spotkania. Może to życie nie będzie takie złe jak mi się wydawało. Wystarczy wszystko sobie poukładać i za wszelką cenę nie pogubić się we własnych uczuciach. Pozwoli zaczynałam tracić dalszą część wspomnień związanych z moją osobą, co wydawało mi się najgorsze, bo wiem, że po pewnym czasem nie będę znała samej siebie, swoich zachowań, upodobań. Wszystko będzie nowe, zupełnie obce. Po porannym obchodzie wzięli mnie na badania. Myślałam, że już nie wytrzymam. Ile można człowiekowi pobierać krew? Nigdy nie lubiłam strzykawek, a po dzisiejszym dniu znienawidziłam je całkowicie.
Kiedy wróciłam na salę, mamy już nie było. Znowu zostałam sama z własnymi myślami. Cały czas dręczyło mnie pytanie, gdzie jest dusza tej dziewczyny, skoro ja jestem w jej ciele. Bardzo źle czułam się ze świadomością, że błąka się ona po świecie i poszukuje swojego ciała. To jest moja wina. Coraz trudniej jest mi, także udawać, że jestem córka tych ludzi. Wiem, że z czasem wszystko się zmieni i przyzwyczaję się do kłamstwa. Po badaniach byłam zmęczona, kolejny raz odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Kiedy po razy kolejny tego dnia się obudziłam, przy moim łóżku siedział jakiś chłopak, a za nim na kanapie pozostała czwórka. Dopiero po chwili dotarło do mnie co to za ludzie. Chłopak trzymał mnie za rękę. Popatrzyłam mu w oczy, były pełne smutku i żalu. Wzrok wszystkich w pomieszczeniu był zwrócony na moją osobę. Kiedy byłam w Polsce marzyłam o tym, żeby ich spotkać, ale nie w taki sposób, nie takim kosztem. Nikt nic nie mówił, matka bacznie mi się przyglądała i przyjaźnie uśmiechała. Moje emocje wzięły nade mną górę.
-Yyy… Mamo, czy możesz mi powiedzieć co w moim pokoju robi Louis Tomlinson?!- prawie krzyknęłam
- Jak to co,  przecież on jest twoim bratem. Myślałam, że go pamiętasz?- odpowiedziała
- O ja cięż pierdziele!- wyrwało mi się. Wszyscy dalej patrzyli się na mnie. Louis był zdziwiony, dało się to wyczytać z wyrazu jego twarzy. To nie może być prawda. Byłam w wielkim szoku. W tym momencie miałam już dość. Poczułam silny ból z tyłu głowy. Jęknęłam, a przed oczami znowu widziałam ciemność.

Od autora:
No to mamy rozdział 2, miał być jutro, ale dzisiaj znalazłam trochę czasu, więc dodaje. Jak zawsze czekam na szczere opinie ;)

Ten rozdział dedykuję Paulinie,  gdyby nie ty ten blok, by nie powstał. Dziękuję :*

środa, 9 maja 2012

Dziękuję

O matko! Dziękuję za tak dużą, jak dla mnie liczbę wyświetleń i oczywiście komentarze. Jest mi bardzo miło, że podoba się wam mój blog. Kolejny rozdział najprawdopodobniej w sobotę ;)

Ps. Jak ktoś chce być informowany o kolejnej notce pisać:
twitter: @Kadi1504

wtorek, 8 maja 2012

Rozdział 1

 
Obudziłam się. Znajdowałam się na łące, wszędzie było pełno kwitnących kwiatów. Leżałam pod wielkim drzewem. Na końcu polany dostrzegłam mężczyznę, stał i patrzył przed siebie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Pamiętałam tylko pewne urywki zdarzeń, jak mi się wydawało z wczorajszego dnia. W tym momencie nie wiedziałam nic, czułam okropną pustkę i niepewność o to, co będzie dalej. Nagle mężczyzna odwrócił się i przyjaźnie do mnie uśmiechnął. Nie znałam go, ale wydał się miły.
- O, w końcu się obudziłaś?- zapytał
- Gdzie ja jestem?- to pytanie siedziało mi w głowie od czasu, kiedy się obudziłam.
- Jak ci to wytłumaczyć… Umarłaś i teraz jest czas, żeby zdecydować, gdzie jest twoje miejsce. Nie mięliśmy zbyt dużych problemów. Byłaś miła dla ludzi, dobrze się uczyłaś…
Dalej go nie słuchałam, ŻE CO?!  To koniec. Nie mogłam się z tym pogodzić chciałam, żeby to był sen, z którego zaraz się obudzę, ale nie to była rzeczywistość.
- Słuchasz mnie?- z rozmyślań wyrwał mnie głos anioła, tak przynajmniej myślałam.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Ale dlaczego ja? Nie mogę umrzeć, to nie może być koniec. Tak bardzo chce znowu ujrzeć swoich rodziców, przyjaciół. Ja nic bez mnich nie znaczę, proszę cię pozwól mi wrócić na ziemię.- mówiłam to cały czas płacząc- Dlaczego właśnie ja, a nie ktoś inny, zawsze co złe to ja. Przecież nikomu nie zawiniłam. Zrobiłam wiele głupot, ale były one złe w skutkach dla mnie samej, a nie moich bliskich.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Na każdego przychodzi czas, twój właśnie nadszedł.
- Nie możecie zrobić wyjątku?- zapytałam z nadzieją.
- Naprawdę chcesz wrócić na ziemię, nie patrząc na konsekwencje swojej decyzji. Wiesz, że to już nie będzie to samo.
- Tak. Tak bardzo pragnę powiedzieć rodziców że ich kocham, że potrzebuję...
- Przykro mi, ale oni nawet nie przejęli się twoją śmiercią…
Jak co?! Przecież ja byłam ich córką, jak można nie kochać własnego dziecka, nie przejmować się jego odejściem. Nie mogłam tego pojąć. Co ten koleś mówił? Przecież ja do jasnej cholery byłam ich CÓRKĄ. Moją walkę z własnymi uczuciami, przerwał anioł.
- Wiesz możemy zrobić wyjątek..- w tym momencie poczułam wielką ulgę.
- Wrócisz na ziemię, ale już nic nie będzie tak jak przedtem. Wszystko uległo zmianie i rzeczywistość, która cię do tej pory otaczała zmieniła się. Ciebie już nie ma. A teraz mogę powiedzieć ci tylko, do zobaczenia.
I zniknął. Nie mogłam nic powiedzieć, zostawił mnie samą z natłokiem myśli. Jak to mnie nie ma? To jak mam wrócić skoro nie istnieje? Tyle pytań, na które nikt nie udzieli mi odpowiedzi. Muszę sobie z tym poradzić sama, zawsze sobie radziłam, więc i tym razem dam sobie radę. Krajobraz łąki stawał się coraz bardziej niewyraźny, zaczął mieszać się z ciemnością, z którą kolejny raz przegrałam walkę.



Od autora:
Miał być jutro, ale mam wenę, więc dodaje dzisiaj. Czekam na szczere opinie i jestem otwarta na sugestię :)

Prolog



Szłam właśnie ulicami Łodzi i zastanawiałam się co tym razem zrobiłam źle, czym zawiniłam. Miałam dość ciągłego ignorowania mnie i rekompensowania miłości przez kupowanie drogich prezentów. Nie potrzebowałam tego, chciałam móc porozmawiać normalnie ze swoimi rodzicami, wyżalić się matce. Jednak nie mogłam, oni tego nie chcieli. Nie wiem dlaczego w ogóle zdecydowali się na dziecko. W tym momencie miałam dość wszystkiego. Moim celem była Manufaktura. Myślałam, że zakupy rozwiążą sprawę, jednak one też nie wypełniły pustki. Wracałam do domu obładowana torbami z różnych sklepów. Było już dobrze po 22, trochę się bałam. Szłam nie oświetloną uliczką, słyszałam za sobą kroki, przyśpieszyłam. Wszędzie otaczała mnie ciemność, która była cholernie przerażająca. Słyszałam kroki mężczyzny za sobą. Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramie i rzuca na ziemię. Krzyknęłam, czułam jak próbuje wyrwać mi torebkę. Nie wiem co mną wtedy kierowało- adrenalina, tak to chyba to, szarpałam się i próbowałam odzyskać swoją własność. Nagle ostry ból przeszył  moją klatkę piersiową, czułam jak upadam na zimnu chodnik. Powoli zaczęłam tracić oddech, słyszałam tylko jak kroki oddalają się , zostałam sama, nigdy nie myślałam, że to wszystko stanie się tak szybko, nie bałam się śmierci, nicość przyszła nie zauważona, nie uczułam już nic, to chyba koniec, tak właśnie w tym momencie myślałam, lecz to był dopiero początek…


Od autorki:
No i mamy prolog. Jutro albo w czwartek pierwszy rozdział. :)

Hej!


Hej! To jest moja pierwsza przygoda z tego typu opowiadaniem. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Będzie to opowiadanie, w którym pojawią się chłopaki z One Direction, ale to potem. Liczę na szczere opinie i komentarze.
twitter: @Kadi1504